Nasz zakład na terenie CTPark Zabrze będzie miał niemal 40 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni. Będzie to więc ogromna kuchnia, w której docelowo będzie pracowało ponad 600 osób. Co więcej, ma to być kuchnia wypełniona nowoczesną technologią i automatyką przemysłową. Mimo to sam proces przygotowywania posiłków się nie zmieni – mówi w rozmowie z redakcją Omnichannelnews.pl Piotr Wawrysiuk, CEO PsiBufet.
Czasami mówi się o PsiBufet jako o diecie pudełkowej dla psów. Trafnie?
Piotr Wawrysiuk: Faktycznie, jest trochę podobieństw. Zarówno catering dla ludzi, jak i czworonogów to efekt trendu i stawiania na zdrowe jedzenie. Ludzie już wcześniej dostrzegli, że to, co jedzą, ma ogromny wpływ na ich zdrowie, samopoczucie, a w dalszej perspektywie także na długość życia. Coraz bardziej świadomi konsumenci chcą również coraz lepszego jedzenia dla swoich psów. W ramach naszej usługi dostarczamy jedzenie dopasowane do wieku, kondycji i poziomu aktywności pupila, podobnie jak to ma miejsce w personalizowanych dietach pudełkowych dla ludzi.
Jednak w naszym modelu biznesowym jest znacznie prostsza logistyka. W zależności od wielkości psa i jego apetytu przywozimy mrożone jedzenie w interwałach od tygodnia do kilku tygodni.
Ale samo jedzenie, podobnie jak w dietach pudełkowych dla ludzi, to produkt premium.
P.W.: Zgadza się. Nasze posiłki przygotowujemy ze składników jakości spożywczej, wyższej niż w większości karm dla zwierząt. Posiłki są gotowane w domowy sposób – zresztą biznes na początku rozkręcałem w kuchni mojej mamy, gdy przygotowywałem swoje pierwsze porcje dla czworonożnych klientów, więc „domowy posiłek” pasuje tu doskonale. Do tego stopnia, że nasz zakład produkcyjny, zarówno ten w Wielkiej Brytanii, jak i ten tworzony w Polsce, nazywamy właśnie „kuchnią”, a nie na przykład „fabryką”.
To kuchnia w dużej skali.
P.W.: Ogromnej, to prawda. Nasz zakład na terenie CTPark Zabrze będzie miał niemal 40 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni, będzie to więc ogromna kuchnia, w której docelowo będzie pracowało ponad 600 osób. Co więcej, ma to być kuchnia wypełniona nowoczesną technologią i automatyką przemysłową. Mimo to sam proces przygotowywania posiłków się nie zmieni. Mięso będzie musiało być zmielone, warzywa ugotowane, wszystko wymierzone i poporcjowane, a na samym końcu mrożone w odpowiedniej wielkości porcjach. Składniki pozostają wysokiej jakości, a sam proces zmienia się w skali, ale nie w podejściu czy procesie.

Jak wygląda taka kuchnia o powierzchni fabryki?
P.W.: Jest pełna wyrafinowanej, a jeśli chodzi o tego typu zakłady prawdopodobnie najbardziej zaawansowanej technologii na świecie.
Nasz produkt wymaga warunków chłodniczych przy części procesu – przyjeżdża do nas mrożone mięso, porcje dla psiaków również są mrożone. Dlatego na przykład chcemy minimalizować zapotrzebowanie na fizyczną pracę ludzi. Praca w chłodni jest ciężka, a dobro pracowników jest dla nas najważniejsze, i jeśli można komuś oszczędzić konieczności dźwigania towaru, to tak robimy. W zakładzie będą nowoczesne roboty paletyzujące produkty i porcjujące jedzenie. Mamy również maszyny automatyzujące odbiór towaru od dostawcy. W praktyce zakład pozwoli przygotowywać paczki praktycznie bez udziału człowieka od przyjęcia towaru do wypuszczenia produktu.
Wykorzystaliśmy też doświadczenia związane z oszczędzaniem energii. Nasz proces produkcyjny jest bardzo energochłonny – przyjeżdża do nas zamrożone jedzenie, które musimy następnie przygotować, ugotować w 90 stopniach, a potem znów zamrozić. Aby zminimalizować potrzeby energetyczne tego procesu, do podgrzewania wody, w której gotujemy parowo jedzenie, wykorzystujemy ciepło pochodzące z agregatów chłodniczych. Poza kwestiami czysto finansowymi, bo nie płacimy osobno za energię do chłodzenia i podgrzewania, ważne są także kwestie środowiskowe.
Znaczna część produkcji prowadzona jest w warunkach chłodniczych, część wymaga gotowania. Jest to jednak fabryka. O wypadek chyba nietrudno.
P.W.: Dokładamy wszelkich starań, by ograniczyć ryzyko wypadku. Do bezpieczeństwa zarówno procesu, jak i pracowników podchodzimy bardzo serio. Od samego początku PsiBufet śledzimy liczbę incydentów w miejscu pracy, dochodząc do takich drobiazgów jak przecięcie palca kartką papieru. Na podstawie każdego takiego zdarzenia chcemy budować procedury, które pozwolą uniknąć podobnych wydarzeń w przyszłości i identyfikować obszary, które wymagają większej uwagi i czujności.
Mamy w jednym miejscu wyrafinowaną technologię, rozbudowane procedury, setki miejsc pracy i potencjał rozwoju. Czemu tym miejscem jest Zabrze?
P.W.: Przeprowadziliśmy wiele analiz w związku z wyborem lokalizacji. Co oczywiste, była ogromna liczba zmiennych, które musieliśmy wziąć pod uwagę. Konieczna była lokalizacja dobrze skomunikowana z resztą Polski i Europy, z dostępem do wykwalifikowanych pracowników oraz dobrym połączeniem z rynkiem niemieckim, na którym teraz chcemy się rozwijać.
Moja pierwsza myśl – Czechy.
P.W.: Faktycznie, braliśmy pod uwagę Czechy, jednak południowy zachód Polski okazał się najlepszą lokalizacją. Na tym rynku mamy zespół, mamy działającą spółkę i znamy realia. Nie ukrywam, że jest w tym więcej niż nuta mojego patriotyzmu. Polska to piękny kraj o ogromnym potencjalne. Da się tutaj robić duży biznes. I właśnie to robimy.

Jak dokładnie wyglądał proces decyzyjny?
P.W.: Istotną zmienną było to, że szukaliśmy gotowego obiektu, który po prostu przystosujemy do naszych potrzeb. Nie chcieliśmy stawiać obiektu od zera, bo rynek rozwija się dynamicznie, potrzeby klientów rosną, a firma musi za nimi nadążać.
Obiekt w CTPark Zabrze to była miłość od pierwszego wejrzenia. Perfekcyjna kombinacja zmiennych w cenie, która była dla nas do zaakceptowania. Hala znajduje się na terenie Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, co wiąże się z szeregiem zachęt ekonomicznych. Więcej – do zainwestowania na terenie Zabrza zachęcała nas pani prezydent Zabrza, z którą mieliśmy osobne spotkanie na ten temat.
Nieocenione okazało się wsparcie ze strony agencji Savills. Dzięki niej nawiązaliśmy współpracę z CTP. To ogromna firma i godny zaufania partner. Dodatkowym plusem jest fakt, że halę dzierżawimy i możemy uruchomić produkcję bez angażowania na start ogromnego kapitału związanego z zakupem czy budową. Sama współpraca z firmą CTP idzie wzorowo, a komunikacja jest szybka i bezproblemowa.
Czyja w zasadzie jest ta fabryka?
P.W.: Grupy Butternut Box. Jesteśmy już po procesie fuzji i przejęcia, co oznacza, że PsiBufet stanowi integralny element całego holdingu.
Jaki jest następny krok?
P.W.: Kolokwialnie mówiąc – jedziemy. Podpisaliśmy umowę z firmą CTP, która jest właścicielem i zarządcą obiektu, i w tej chwili trwają prace przystosowawcze. To trudny etap, bo konieczne są wszystkie zgody, potwierdzenia i odbiory, pieniądze idą w obiekt, a produkcja jeszcze nie rusza.
Pracy oczywiście jest masa – elektryka, instalacje, maszyny, niemniej jednak to, że hala będzie na nas czekała w gotowości, pozwala nam mieć nadzieję, że uda się uruchomić produkcję bez opóźnień.
No właśnie, uruchamiają Państwo ogromny obiekt, który produkuje jedzenie premium dla psów. Jednocześnie trwa kryzys, przed chwilą mieliśmy dwucyfrową inflację. Podrożała żywność, paliwo, a jedzenie dla zwierząt to produkt, na którym stosunkowo łatwo można oszczędzić.
P.W.: Rzeczywiście, nasz rynek odczuł spowolnienie, a karmy dla psów podrożały znacząco. Paradoksalnie jednak za sprawą naszego modelu biznesowego nie odczuliśmy tego tak, jak karmy marketowe. Działamy w modelu directtoconsumer, dzięki czemu omijamy marże pośredników, na naszym produkcie nie musi zarobić ani hurtownia, ani detalista. W przeliczeniu na pojedynczą porcję dla pupila wcale nie wychodzimy drożej niż wysokiej jakości karma ze sklepu, a nasze jedzenie jest znacznie lepsze. Właściciele czworonogów wiedzą, że to, co oszczędzi się na karmie, trzeba potem wydać u weterynarza, więc w ogólnym rozrachunku nasza karma jest produktem o jakości premium, ale tańszym. Same kwoty miesięcznie również wychodzą bardzo podobnie.

Pomogła nam struktura rynku. W Polsce żyje 8 milionów psów, a wielu z ich właścicieli, nawet jeśli sami nie korzystają z diet pudełkowych, wie o ich istnieniu, więc taki model nie jest dla nich niespodzianką.
Jakie perspektywy są przed tym rynkiem?
P.W.: Jako PsiBufet mamy przywilej tworzenia rynku, na którym działamy. W przypadku mojego biznesu najpierw był pomysł i wiara, że produkt się przyjmie, a potem dopiero sprawdziłem benchmarki na innych rynkach. Kategoria „fresh”, bo tak się określa nasz produkt w badaniach rynku, stanowi w USA nawet 10 procent. Co dziesiąta psia miska zawiera karmę podobną do naszej!
W Polsce czy Wielkiej Brytanii oczywiście odsetek jest mniejszy, ale rośnie. W Niemczech rynek dopiero się tworzy, a to silna gospodarka w kraju pełnym ludzi i psów, o pięknych tradycjach związanych z hodowlą tych zwierząt – choćby wyżły weimarskie czy jamniki, których niemieckość jest tak silna, że nawet po angielsku te psy znane są jako dachshund.
Dlatego mimo trudności i wyzwań jestem pełen optymizmu. Cieszę się, że dzięki tej inwestycji więcej psiaków będzie miało dobre jedzenie w swoich miskach, a w dalszej perspektywie właściciele będą mogli dłużej cieszyć się dobrym zdrowiem i towarzystwem pupili.
Dziękuję za rozmowę.